Trudno zliczyć rzeczy, które wkurzają mnie w ludziach. Co prawda zazwyczaj wszystkie te głupoty, które inni robią albo mówią jakoś po mnie spływają i powodują tylko chwilową irytację, jednak jest coś, co żyć mi nie daje i przez co mogę zrobić się agresywna*.
Jakim, na brodę Merlina, tłukiem trzeba być, żeby nie rozumieć, że różni ludzie miewają różne zdania na różne tematy? Punkt widzenia zawsze zależy od punktu siedzenia... Ale niektórzy najwyraźniej nie zdają sobie z tego sprawy. A może nie chcą zdawać? Cóż, właściwie to wygodne: założyć, że skoro ja uważam X, to mam bezwzględną rację, a kiedy ktoś sądzi Y - po prostu jest idiotą. Powinien respektować moją wizję świata i moje zasady, podczas kiedy ja na jego zdanie, pragnienia czy potrzeby mogę spokojnie mieć wy!#%@n!e. Bo mam rację.
Miło by wam było, gdyby ktoś podszedł do was w trakcie obiadu, zabrał wam z talerza wasze ulubione pierogi ruskie i postawił przed nosem znienawidzone łazanki, uzasadniając to "masz jeść te, bo moim zdaniem są lepsze"? No chyba nie. Tak samo, jak nikomu nie jest miło słuchać o tym, co powinien robić w życiu, jak się ubierać, jak myśleć, jakiej muzyki słuchać i jakie filmy oglądać. I wyrażenie "nie jest miło" jest zdecydowanie zbyt łagodne. To zwyczajnie wkurwia.
Jak ktoś nie robi nikomu krzywdy, to dajcie mu święty spokój, co? Narzucanie swojej opinii BO TAK, bo jest najlepsza i wszyscy powinni się z nią zgadzać, świadczy o byciu dupkiem. A chyba nikt nie chce nim być.
* jak york na smyczy, he.
Etykiety:
lori hejtuje
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)


Koteł <3
OdpowiedzUsuń