Powitani strugami deszczu i
niesamowitą melodią skrzypiec, a żegnani melancholijnym „Late Goodbye”,
poznajemy historię człowieka, który nie ma nic do stracenia. Jedyne co mu
pozostaje to zemsta. My mamy się upewnić, że została dokonana należycie.
Max Payne 2: The Fall of Max Payne
ukazała się w 2003 roku, jako kontynuacja przełomowej części pierwszej. Opisuję
tu jednak część drugą m. in. ze względów technicznych, oraz z prostej przyczyny –
jest mi zwyczajnie bliższa. Pierwsza część postawiła poprzeczkę wysoko, więc ekipa
z Remedy Games musiała mocno się postarać, aby dwójka jeszcze lepiej spełniła wymagania graczy. Moim zdaniem, test ten zaliczyli na piątkę z plusem.
Ogólny
zarys fabuły kontynuuje historię z jedynki. Mamy więc bohatera tytułowego –
Maksia Payne’a, gliniarza którego rodzina została zabita przez przestępców,
będących pod wpływem nowego narkotyku – Valkirii.
Max robi wszystko, aby pomścić rodzinę, jednakże sprawa staje się trochę
zagmatwana. Więcej nie chcę zdradzać, gdyż odkrywanie fabuły jest jednym z
przyjemniejszych elementów gry, mimo że to sztandarowy TPP (third person
perspective). Całą grę kierujemy Maxem (z małym wyjątkiem, ale cii…), zabijamy
złych gości i próbujemy odkryć „o co tu w ogóle biega”. Między misjami jesteśmy
raczeni bardzo klimatycznymi i miłymi dla oka komiksami, które uzupełniają
fabułę. W całej jatce towarzyszy nam główny fitcher
gry, czyli bullet time. Klikając
jeden przycisk sprawiamy, że akcja zwalnia, a my niczym w Matrixie eksterminujemy wrogów majestatycznie lecąc w wybranym
przez nas kierunku. Całość sprawia dużą frajdę. Mimo że jest to gra „jednego
triku”, nawet przy powtórnym przechodzeniu jej, nie czułem znużenia tym
rozwiązaniem.
Oprawa
audiowizualna, pomimo 13 lat na karku trzyma poziom, jednakże to muzyka – bardziej
niż grafika – zestarzała się z klasą. Główny motyw przewodni nadal powoduje u
mnie miłe mrowienie z tyłu głowy, zaś dźwięki w grze idealnie budują klimat noir, potęgując apatię i bezsens
egzystencji bohatera. Ponieważ Max wie, że jedyne co mu zostało to zemsta. Gdy
ta się dokona, to jego życie stanie się po prostu puste…
Niestety,
gra nie oferuje multipleyera. Jeżeli jednak wytrwamy w czytaniu napisów
końcowych, to może nas spotkać mała niespodzianka. Spróbujcie sami!
Podsumowując,
Max Payne 2 jest jedną z tych gier,
które mogę nazwać „grami dzieciństwa”. Nawet po latach urzeka i nie zawodzi.
Infantylność gameplayu rekompensuje nam klimat, który jest zawiesisty i wręcz
wycieka z ekranu. Dodatkowo muzyka doskonale sprawdza się na jesienne,
depresyjne wieczory przy żyletce. Tak już całkiem serio, ta gra naprawdę urzeka
i warto się z Maxem zapoznać. Szczerze polecam.



0 komentarze:
Prześlij komentarz