Licznik wskazuje liczbę 11 490 zabitych. Tyle orków padło pod moimi prężnymi palcami, masowo spamującymi lewy przycisk myszy. Pułapki też dodały swoje. Zabijanie nigdy nie było tak zabawne!
Orc Must Die!, liczące już sobie parę lat na karku, jest grą z gatunku tower defense. Standardowo, naszym zadaniem jest umieszczanie wszelkiego rodzaju pułapek, tak aby jak najskuteczniej eliminować tytułowe orki, których fale nadciągają sforsować bronione przez nas szczeliny. Jednakże tutaj sami również zostajemy rzuceni na mapę, aby własnoręcznie eksterminować szkarady przy użyciu kilku typów broni. Gra otwiera przed nami 24 poziomy, każdy w 3 wersjach trudności, stopniując i urozmaicając rozgrywkę z czasem. Za wygrane poziomy otrzymujemy „czachy”, które możemy wydać na ulepszenie umiłowanych przez nas narzędzi mordu.
Fabuła, która siłą rzeczy nie jest głównym elementem rozgrywki, opowiada historię klanu magów, broniącego dostępu do świata ludzi przed paskudami z innego wymiaru. Oczywiście, na placu boju został ostatni z przedstawicieli tego zaszczytnego grona, który jako jedyny może powstrzymać inwazję. Prawa natury również tutaj są mocno zaznaczone, ponieważ tym ostatnim magiem jest nasz główny bohater. Tłuk. Macho. Imbecyl. Darwin się w grobie przewraca…
W tle eksterminacje umila nam całkiem przyjemna ścieżka dźwiękowa. Grafika produkcji jest ładna, stylizowana na kreskówkowo-animowaną kreskę, przez co nie starzeje się tak szybko w porównaniu do fotorealistycznych produkcji. Ważnym elementem całej gry jest humor, gdyż już sam główny bohater daje wiele okazji do banana na twarzy, również teksty orków, narratora i tak dalej. Wszystko nastawione jest na jak najśmieszniejszy odbiór, co też się udaje, nadając całej produkcji trochę groteskowego wydźwięku.
Ostatecznie dostajemy do ręki tytuł luźny, nastawiony na bezstresową rozgrywkę, która każdemu zapewni chwilę relaksu. Jedynym mankamentem może być wyraźny ból palców, jaki odczuwa się po dłuższej zabawie, ale myślę że jest to uczciwa cena za niezmąconą esencję ubijania głupich i śmierdzących orków, ponieważ nie ma nic lepszego niż niemilec wyrzucony z katapulty, uderzający w mur głową i spadający do dołu z kwasem. Wierzcie mi, sam sprawdziłem.
Jeżeli gracie, graliście lub będziecie grać i tytuł przypadnie wam do gustu, to warto zapoznać się z częścią drugą, która nie dość że rozwija elementy „jedynki”, to jeszcze dodaje tryb kooperacji. Eksterminacja orków we dwoje? Jutro walentynki, więc czemu nie?




0 komentarze:
Prześlij komentarz